Fair play wczoraj i dziś ...
Ci z nas, którzy brali już udział w niejednym turnieju wiedzą ile gra korespondencyjna może dać przyjemności i satysfakcji. Należałoby sądzić, że w turniejach korespondencyjnych powinna zawsze panować koleżeńska i sportowa atmosfera. Gramy przecież tylko i wyłącznie dla przyjemności, a chociaż wchodzą tytuły i kategorie, dają one jednak satysfakcję wyłącznie sportową. I rzeczywiście w znakomitej większości turniejów taka atmosfera panuje. Ta dobra atmosfera bywa jednak niekiedy zakłócana przez jednostki, które mniej lub bardziej świadomie obrzydzają grę swoim partnerom, a niekiedy ich niesportowa postawa rzutuje nawet na wyniki turniejów. Z przykładami niesportowej postawy spotykamy się na tyle często, że warto poświęcić temu zagadnieniu trochę miejsca.
Oto przykłady, może nietypowe, z którymi spotkałem się w turniejach krajowych. Zacznę od przykładu z lat dawniejszych - nieomal sprzed 50 laty. Otóż w jednym z półfinałów mistrzostw Polski jeden z uczestników turnieju miał następującą metodę gry w przegranych pozycjach. Nie odpowiadał przez dłuższy czas na posunięcia, a następnie przesyłał kartę z dopiskiem "drugie", względnie "trzecie" powtórzenie posunięć. Mało kto zdobywał się na tyle cierpliwości by każdorazowo powtarzać posunięcia listami poleconymi, zwłaszcza że historia powtarzała się wielokrotnie, a wymieniony zawodnik z zasady nie poddawał partii, grając do mata. Tak więc większość partnerów nie dotrwała końca partii i reklamowała sposób prowadzenia gry u sędziego turnieju. Zakończenie tej historii miało aspekt humorystyczny. Wymieniony zawodnik, który zdobył minimalną ilość punktów wystosował list otwarty do kierownictwa turnieju i wszystkich uczestników turnieju, w którym wykazywał że w większości partii należy mu się wygrana przez przekroczenie czasu w wyniku zaprzestania gry przez partnera, a co za tym idzie awans do finału. Całe wydarzenie może obecnie śmieszyć, ale w toku owego turnieju kosztowało sporo nerwów wielu jego uczestników. Opisany wypadek był jedynym w swoim rodzaju i podałem go raczej jako ciekawostkę.
Kolejny incydent na pozór drobny może mieć jednak poważniejsze następstwa. Jak wiadomo w grze korespondencyjnej o kolejności miejsc w turnieju przy równej ilości punktów decyduje system wartościowania Sonneborn-Bergera. Dotyczy to zarówno tytułu mistrza Polski jak i awansu na wyższy szczebel rozgrywek. Poniżej opisane wydarzenie miało miejsce również w jednym z półfinałów mistrzostw Polski. Otóż jeden z zawodników nazwijmy go "X" do końca turnieju walczył o finał, którego nie udało mu się jednak osiągnąć. Nie zależało mu widocznie na miejscu w tabeli turniejowej, nie przysyłał więc wyników wygranych przez siebie partii. W konsekwencji zamiast w górnej połówce tabeli turniejowej zajął miejsce w jej końcu. Zdawać by się mogło - jego strata. Tymczasem tak nie jest, odwróciło to bowiem kolejność zawodników, którzy zajęli drugie i trzecie miejsce w turnieju z równą ilością punktów. Dobrze, że w wymienionym przypadku obydwa miejsca były premiowane awansem do finału. Mogło się jednak zdarzyć, że niesportowa postawa jednego z uczestników turnieju wpłynęłaby na awans tego lub innego zawodnika do finału. Można by mnożyć przykłady niesportowej postawy zawodników również dzisiaj. Niektórzy zawodnicy mają swoisty sposób poddawania partii. W przegranej pozycji przestają odpowiadać na posunięcia, zmuszając partnerów do powtarzania posunięć i reklamacji. Postępowanie takie nie wymaga chyba komentarzy i świadczy o braku podstawowej umiejętności szachisty, umiejętności sportowego przegrywania. Innym zawodnikom zdarza się wycofywanie z turnieju po otrzymaniu kilku przegranych pozycji. Łatwo się zorientować kiedy to ma miejsce i trudno poważnie traktować "obiektywne przyczyny" podawane w podobnych przypadkach jako usprawiedliwienie. Wszelkie wycofywanie się w środkowej fazie turnieju wpływa w istotnym stopniu na jego wyniki i psuje krew pozostałym uczestnikom.
Z archiwum [JL]
|